Wiktor Lasota – Sławomir Balon, Radosław Ksepka, Marcin Jaworek, Grzegorz Kruk – Juan Lemos, Lucas Irazoqui, Jacek Lawniczak, Fernand Grisales, Lukasz Sowiński – Simon Kramer/Lukasz Zalewski
Pierwsza połowa tego meczu prowadzona była pod dyktando biało-niebieskich, którzy raz po raz zagrazali bramce rywali. Niestety, piłka albo mijała bramkę, albo padała łupem goalkeepera rywali. Rywale w tej części meczu nie oddali nawet strzału w światło bramki strzezonej przez Wiktora Lasotę.
Druga połowa to niemalze kopia pierwszej odsłony, Stalowcy posiadali inicjatywę, kontrolowali mecz i wydawało się, ze gol wisi w powietrzu, tym bardziej ze rywale nie potrafili przeprowadzić składnej akcji. Zlitował się nad nimi sędzia, który podarował rywalom kuriozalny rzut karny….kuriozalny w tym względzie, ze to napastnik rywali był stroną faulującą, a nie faulowaną. Po stracie gola Stalowcy rzucili się do ataków, a rywale ostatnie dwadzieścia minut zabawili się w kosynierów. Nad tą rzezią nie potrafił zapanować fatalnie dysponowany arbiter. W końcówce tego meczu rywale skontrowali i ostatecznie wygrali 2 -0.
Reasumując – piłka nozna bywa czasami okrutna. Stalowcy posiadali w tym meczu zdecydowaną przewagę niemalze przez całe spotkanie, ale na koniec dnia liczy się to, co wpada do sieci. Gołym okiem widać było absencję “difrensmejkerów” - Pawła Marczeni i Kevina Romero – bez tej pary ofensywa biało-niebieskich wyraznie kuleje. Odnotować nalezy debiut Simona Kramera – były napastnik HSV Hamburg przez cały mecz toczył walkę wręcz z dwoma rosłymi stoperami rywali, którzy nie przebierali w środkach…
*dla urazonych – takich słów uzywa się i w parlamencie!